Trzy godziny przyjemności – recenzja filmu pt. „Avatar: Istota wody” (2022)
Na najnowszy film w reżyserii Jamesa Camerona czekało zapewne wielu widzów. Po seansie przyznać trzeba, że chociaż produkcja ta trwa ponad 3 godziny, to nie pozwala się nudzić. Kontynuacja obrazu z 2009 roku jest pełna akcji i momentów, które wywołują skrajne emocje.
Jake Sully (Sam Worthington) i jego rodzina znaleźli się w tragicznej sytuacji – dzieci bohatera zostały porwane. Na szczęście udaje się je uwolnić, ale ze względu na bezpieczeństwo własne i swoich najbliższych Jake i Neytiri (Zoe Saldana) postanawiają udać się w podróż do innego domu. Swoje nowe życie zaczynają na wschodnim wybrzeżu Pandory, razem z ludźmi wody. Na miejscu uczą się tamtejszych zwyczajów, nawiązują nowe znajomości, czasem też wdają się w bójki i sprzeczki z innymi.
Kiedy wszystkim wydaje się, że to koniec wojny z ludźmi nieba, ta przychodzi niespodziewanie… Jeden z nieprzyjaciół głównych bohaterów zabija tulkuny, aby wywabić Jake’a. Między plemionami dochodzi do walki, a rodzeństwo ponownie zostaje porwane. Jak zakończy się ta wojna? Jak wysoką cenę będą musieli zapłacić bohaterowie? Czy pokój, o którym marzą, w końcu nadejdzie? Odpowiedzi na te pytania poznacie po obejrzeniu filmu, do czego serdecznie Was zachęcam.
Moim zdaniem wyreżyserowana przez Camerona produkcja jest niezwykle ciekawa, ponieważ dużo się w niej dzieje. Jednocześnie jest bardzo zabawna, choć w niektórych momentach potrafi też wzruszyć i doprowadzić do łez. Ja sama w czasie seansu śmiałam się, ale również płakałam. Szczerze polecam wszystkim ten film, mimo że czas oglądania jest bardzo długi, to naprawdę warto.