Czy Dolina Skrzatów to coś więcej niż „dziwak w czerwonej czapce”?
Fundamentem Doliny Skrzatów jest wiara naszych przodków. – Trzeba więcej patrzeć, żeby więcej widzieć. I słuchać, żeby usłyszeć. Wszystko jest w naturze: proste… Tak naturalnie proste, a my to wszystko potrafimy tak makabrycznie utrudnić – tak o głównej nauce płynącej z mitologii słowiańskiej mówi Konrad Dzięcielewski, pasjonat prawdziwej historii i skrzatolog, o którym można czasem pomyśleć: „dziwak w czerwonej czapce”. Tyle że jego pierwotna wizja Doliny Skrzatów była zupełnie inna niż jej obecny odbiór przez społeczeństwo. Zacznijmy jednak od początku…
– Ludzie nie ufają słowom: pasja, zaufanie, miłość… Te słowa stały się pustymi sloganami, dla mnie to najwyższe wartości. Wydaje mi się, że chciałbym Doliną odzyskać to, co uważane jest za stracone, odnaleźć to i przekazać pokoleniom – wyjaśnia skrzatolog. Kiedyś wiara naszych przodków była nauczana z ust do ust – dziad przekazywał ją swojemu dziecku, ono swojemu i tak ten krąg się zamykał. Zgodnie z tą tradycją, u Konrada miłość do mitologii słowiańskiej zaszczepił jego krewny. To właśnie z niej skrzatolog uczynił fundament, na którym zamierzał zbudować Dolinę Skrzatów. Wynikało to przede wszystkim z szacunku do dziadka, naszych wspólnych przodków oraz z chęci budowania w ludziach świadomości o naszym pochodzeniu. – Myślę, że patriotyzm opiera się na szacunku do przodków, wiedzy, szacunku do ludzi, a nie ślepej podsycanej ideologią nienawiści do wszystkiego i wszystkich, którzy się od nas różnią. Osobiście wkurza mnie patriotyzm zbudowany na braku znajomości historii, bezsensowne naśladownictwo innych kultur, brak tożsamości i świadomości kulturowej… To wszystko sprawia, że my jako naród nigdy nie będziemy prawdziwie dumni, nie znając swojej wartości lub budując ją na umniejszaniu wartości innych – dodaje Konrad.
Mitologia słowiańska jest nieodłącznym elementem budującym naszą polskość, więc kolejnym celem Doliny Skrzatów stało się uzupełnianie wyrwanych kart historii i budowanie miłości do ojczyzny wśród… No właśnie – wśród kogo? Pierwszą docelową grupą odbiorców miała być … młodzież. Najlepiej taka słuchająca i mająca swoje zdanie. Więc jak to się to stało, że Dolina Skrzatów jest uznawana za przedszkole? Żeby to sprawdzić, udałem się do Szkoły Podstawowej w Parzęczewie i zapytałem uczniów z najstarszych klas, co wiedzą o tym miejscu. Swoje pierwsze kroki skierowałem w stronę świetlicy szkolnej, gdzie znalazłem potrzebne mi osoby. Po krótkiej, ale owocnej rozmowie dowiedziałem się, że uczniowie ci wiedzą o istnieniu tego miejsca, ale uważają, że jest to atrakcja skierowana do znacznie młodszych odbiorców. Sugeruje im to głównie nazwa. Skrzaty bowiem kojarzą się bardziej ze smerfami niż z istotami niosącymi mądrość.
Znając genezę i cele Doliny Skrzatów, można postawić pytanie o to, dlaczego warto poświęcić temu miejscu odrobinę naszego czasu. Wydaje się, że każdy znajdzie swój własny cel odwiedzenia Doliny. Dla młodzieży wycieczka ta może być „powtórką” z historii i biologii oraz nauką o „polskości”. Niewykluczone, że dla dorosłych będzie to swoista podróż do młodości. Dla patriotów zaś może to być ciekawa lekcja o naszych słowiańskich zwyczajach.
Dla niewtajemniczonych: Dolina Skrzatów jest położona w Chociszewie, w pobliżu rzeki Bzury. Wchodząc tam, odbywamy podróż w czasie i przenosimy się do pogańskiej Polski. Wyprawie przewodniczy Konrad, który opowiada historie naszych przodków, wkładając w to całe swoje serce, a potwierdzają to jego słowa: „To jest moja bajka, jestem skrzatologiem i kocham to”. Tak naprawdę w tym przypadku zdanie właściciela nie jest tak ważne, jak opinie odbiorców, a patrząc na nie, możemy zobaczyć miażdżącą przewagę tych pozytywnych, większość negatywnych zaś pochodzi sprzed kilku lat.
Jak mawia Konrad: dajcie się zeskrzacić!
Artykuł powstał we współpracy ze Stowarzyszeniem „Dolina Skrzatów”.