Młody Paryż w podróży – Amsterdam, Rotterdam, Bruksela #1
We wrześniu wybrałem się z mamą na zagraniczny wyjazd. Tym razem celem naszej podróży były dwa kraje Beneluxu – Belgia i Holandia. W kilku odcinkach przedstawię najciekawsze momenty tej wycieczki.
Początek podróży
Wyjazd rozpoczęliśmy w niedzielę, 11 września 2022 roku. Z wrocławskiego lotniska wylecieliśmy do Brukseli. OK, nie bezpośrednio do Brukseli – tanie linie obsługiwane są głównie przez port lotniczy w Charleroi, mieście, które znajduje się w odległości około 50 kilometrów od stolicy Belgii. Tam trzeba przesiąść się np. w autobus wahadłowy, którym podróż do Brukseli zajmuje około godziny. Kończy on trasę na Dworcu Południowym. Stolica Belgii była dla nas jednak tylko punktem „przesiadkowym” – jeszcze tego samego dnia wieczorem mieliśmy autobus do Rotterdamu, który odjeżdżał ze stacji Bruksela-Północ. Droga między tymi dwoma dworcami prowadzi przez ścisłe centrum miasta, więc uznaliśmy, że przejdziemy ten odcinek pieszo, a przy okazji odwiedzimy kilka ciekawych miejsc.
Bruksela – pierwsze wrażenia
Moje pierwsze odczucia ze stolicy Belgii były niestety dość negatywne. Okolice Dworca Południowego nie należały do najczystszych i najbardziej zadbanych. Ocena taka mogła oczywiście mieć związek z tym, że zaledwie 3 miesiące wcześniej byłem w Kopenhadze i podświadomie traktowałem to miasto jako swego rodzaju punkt odniesienia. Nie zmienia to faktu, że inaczej wyobrażałem sobie stolicę kraju Europy Zachodniej, będącą jednocześnie siedzibą tak wielu instytucji międzynarodowych. Na szczęście w miarę zbliżania się do centrum ulice prezentowały się coraz lepiej.
Plac, fontanna i frytki
Po trwającym kilkadziesiąt minut spacerze dotarliśmy do La Grand-Place, czyli głównego placu Brukseli, przy którym znajduje się m.in. ratusz miejski. Architektura zrobiła na mnie zdecydowanie pozytywne wrażenie (mimo że nie jest to rzecz, którą zazwyczaj się „zachwycam”). Zobaczyliśmy też znajdującą się niedaleko placu rzeźbę Manneken Pis, czyli figurkę-fontannę sikającego chłopca wykonaną z brązu. Będąc w Belgii, nie mogliśmy oczywiście nie spróbować frytek – te zjedliśmy w Friterie Tabora, o której przeczytałem, że cieszy się ogromną popularnością. I rzeczywiście – kolejka była dość długa (pewnie kilkadziesiąt osób). Warto było jednak czekać – frytki naprawdę nam smakowały, choć jak się później okazało, w trakcie całej podróży mieliśmy okazję spróbować jeszcze lepszych. Pierwotnie zamierzaliśmy się jeszcze przespacerować po tzw. Dzielnicy Europejskiej (miejscu, w którym znajdują się siedziby instytucji Unii), ale niestety nasz lot był opóźniony, więc nie zdążylibyśmy na autobus.
W kolejnym odcinku opowiem o Rotterdamie.