„Opętany los” (opowiadanie)
Dla niektórych z nas działalność w Młodym Paryżu nie jest jedyną formą pozaszkolnej aktywności. Niedawno chwaliliśmy się sukcesem Kuby, którego opowiadanie zostało wyróżnione podczas Festiwalu Ekspresji Twórców Amatorów. Dziś publikujemy pierwszą część tej historii.
Adam
Jesteś Adam, masz 30 lat. Wszystko, co miałeś, straciłeś w ataku zorganizowanym przez ISIS. Dlatego jesteś antyterrorystą, najlepszym antyterrorystą. Nie posiadasz dużo, oprócz góry nic nieznaczących banknotów. Mieszkasz w kawalerce, która wraz z pogłębiającą się żałobą stała się muzeum. Na każdym rogu są zdjęcia Merry i Jimmy’ego. Nigdy nie zapomnisz zimnego wyrazu twarzy zamachowcy, który pozbawił twoją żonę i małego synka życia, a ciebie dumy, szczęścia czy chęci do wstawania rano z łóżka.
Gdyby nie twoja siostra, wylądowałbyś w psychiatryku, a stałeś się jedynie – albo aż – wrakiem człowieka sterowanego przez schizofrenicznego kapitana, który raz przedstawia się jako zemsta, a raz jako nienawiść. Lily – bo tak ma ona na imię – jest dla ciebie oczkiem w głowie. Głośno protestowałeś przeciwko jej wyjazdowi do Nowej Zelandii, ale jak to twoja młodsza siostrzyczka ma w zwyczaju, zupełnie zignorowała twoje prośby.
Siedzisz w swoim salonie, w ręku trzymasz szklankę z drogą whiskey. Patrzysz na zdjęcia straconej rodziny. Czujesz, że wypływasz na otwarte wody cierpienia. Jesteś wrakiem, a za sterami siedzi gniew. Podróż jest niespokojna, osładzasz ją sobie alkoholem. Wtedy na swoim kursie napotykasz sztorm. Zasypiasz w takim stanie.
Lily
Nowa Zelandia jest przepiękna! Auckland to miasto, które zachwyca coraz to bardziej z każdym stawianym tu krokiem. Myślałam o prośbach Adama. Nie chciał, żebym tu była. Bardzo się o mnie troszczy, w głębi duszy jestem mu za to wdzięczna. Na tej wyspie czas płynie jakby wolniej, ludzie czerpią radość z chwili. Mogłabym się od nich wiele nauczyć, ponieważ sztuka takiego relaksu jest niesamowicie interesująca, tym bardziej na moich studiach. Właściwie to przez nie tutaj jestem, w sensie dokładnie tutaj, bo właśnie wyszłam z University of Auckland. Byłam na wykładzie pt. Przyszłość pandemii, czyli o wirusach, bakteriach i… grzybach. Wracałam już do pokoju i myślałam o tym, czego się dowiedziałam. Został nam przybliżony przykład egzotycznego grzyba, którego zarodniki zamieniają mrówki w zombie. Wizja tego, że on ewoluuje na tyle silnie, żeby skrzywdzić człowieka, jest tym bardziej straszna, kiedy zdamy sobie sprawę, że to ani wirus, ani bakteria. Z tego wynika, że nie mamy żadnych środków zapobiegawczych i przeciwdziałających. Pogrążona w refleksjach trafiłam do hotelu. Poszłam spać, nie wiedząc, że obudzi mnie inny świat.
Na dworze rozległ się okropny huk. Tu-tu-tu… Ten dźwięk zagłuszał moje myśli. Podeszłam do okna i zobaczyłam lecący śmigłowiec wojskowy. Dookoła biegali żołnierze. Cały ten widok był urozmaicany seriami z karabinów. Stałam przerażona, jakby wryta w ziemię. Z transu wyrwał mnie dobiegający z pokoju obok dźwięk tłuczonego szkła. Wyszłam na korytarz. To, co ujrzałam, dopiero było upiorne. Struga krwi rozlewająca się aż po sąsiednie drzwi. Zostałam przyparta do ściany, bałam się choćby dotknięcia tego. W tym momencie zepsuła się lampa. Brak światła. Czułam się jakbym stąpała po cienkim sznurze zawieszonym nad przepaścią paniki. Wystarczyła lekka utrata równowagi, jeden zły krok i zanurzyłabym się cała w strachu tak silnym, że Stephen King miałby problem z opisaniem go. Wtedy lampa zapaliła się i zgasła ponownie, a następnie powtarzała ten cykl, brzęcząc przy tym w specyficzny sposób. Jeszcze raz spojrzałam na drzwi, wiedziałam, że będzie tam coś okropnego, mimo to do nich podeszłam i je otworzyłam. Zaskrzypiały, kiedy nacisnęłam klamkę. Następnie lekko je pchnęłam…
Oj, nie myliłam się… Zrobiło mi się słabo. To było przeszywające. Czterdziestoletnia Klara, właścicielka hotelu, leżała martwa na podłodze. Można pomyśleć, co w tym strasznego, przecież studiuję medycynę. Jednak to nie to mnie sparaliżowało. Nad nią było pochylone coś z postury przypominające człowieka. Łyse, blade i całe pomarszczone. Zęby tego czegoś przytulały tętnicę kobiety. Nagle jego czerwone oczy podniosły się znad ciała i zaczęły się wpatrywać we mnie. Czy ten dzień mógł być gorszy?
Potwór zerknął na mnie. Zaczęłam się oddalać powoli, ale on skoczył w moją stronę. Przyspieszyłam tak mocno, że czułam jak powietrze świszczy mi w uszach. Nic mi to nie dało, stwór mnie doganiał i nie mogłam nic z tym zrobić. Wtedy on wyskoczył, rzucił się na mnie. Dosięgnął szponami moich pleców, co spowodowało, że się przewróciłam. Odwróciłam się tak, aby patrzeć na sufit. Był pochylony nade mną, jego twarz prawie dotykała mojej. Wbijał we mnie swój wzrok, z pyska powoli spadała mu ślina. Czułam jak oddycha, było w tym coś ludzkiego. W ogóle wyglądał jak człowiek, tylko że sterowany pierwotnymi zmysłami. Nagle pokazał zęby i wbił je w moją szyję. Ból był tak mocny, że czułam się jakby ktoś naciskał prasą hydrauliczną na tętnicę. I wtedy rozległ się huk, a potem wszystko ustało. Potwór upadł bezwładnie na podłogę. Spojrzałam na miejsce, z którego dobiegł ten dźwięk. Stało tam dwóch żołnierzy z karabinami w rękach. Doznałam dziwnego uczucia, obudzenia się we mnie dawno zapomnianych instynktów. Zakopanych tak głęboko, że współczesny człowiek nie miał narzędzia, żeby je odkopać. Jednak ugryzienie stało się wiertłem wykopującym dziurę ku pierwotnym impulsom. Oblizałam wargi i jeszcze raz spojrzałam na moich wybawicieli. Skoczyłam na nich z nienaturalną prędkością. Chwilę potem pokój pachniał krwią jeszcze bardziej.
Ciąg dalszy nastąpi…